Hej motylki!
Dzisiaj trochę opiszę swoją sytuacje. Kiedy ważyłam się 2 tygodnie temu na wadze zobaczyłam wymarzoną czwórkę. Udało mi się zejść do wagi 49.2 kg przy wzroście 1,61. Od stycznia schudłam ok. 6 kg. Czułam się dobrze, cieszyło mnie to. W ten weekend pojechałam do pracy. Zaczęłam jeść. Wcześniej jeszcze zaliczyłam kilka napadów na słodycze. I teraz jestem tutaj... Czuję się źle nie mając ograniczeń żywieniowych. Rzucam się na wszystko i to w dużych ilościach. Tęsknie za czasem kiedy jadłam mało a słodyczy nie tykałam w ogóle. Po co zaczynałam znów je jeść ? Wszystko zepsułam, tak blisko było mi do perfekcji... Aktualnie czuję sie grubo i po prostu widze jak tyję z dnia na dzień. W weekend postaram sie zważyć. Jest to utrudnione bo nie mam wagi w domu, będe musiała iść do babci. Mam nadzieję,że nie zobaczę z powrotem tych 50kg...
Postanowienia są takie: do końca tego tygodnia od dziś zero słodyczy,pomału odzwyczajam się od ketchupu,mięsa i żółtego sera, zmniejszam porcje jedzenia oraz nie podjadam między posiłkami.
Od następnego tygodnia przechodzę na pescowegetarianizm (idealny dla mnie - dopuszcza jedzenie ryb,owoców morza,nabiału i jaj - trochę jak dieta środziemnomorska).
Mój cel ?
45 kg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz